Dzień, który zaczął się marnie... marnie nie skończył się. Co tydzień chciałam poddawać recenzji restauracje krakowskie. Ale tam, gdzie trafiliśmy to po prostu kpina. Wchodzi się przez bramę, która jest wspólna dla restauracji i sklepu spożywczego. Papiery zatem walały się po całej długości. Lokal taki nawet niczego sobie. Z gustem, nie powiem. Karta idealna- zaledwie kilka dań. Dania- brzmią naprawdę nieźle. Ceny- hmmm... Gdyby nie fakt, że "Anka niespodzianka", zamówiła królika i tylko jego otrzymała na talerzu... Dosłownie- tylko królik. A ja - polędwiczki wieprzowe. Zatem 1/3 dania głównego... to cena naprawdę ogromniasta. Jak weszliśmy głodni, tak głodni opuściliśmy restaurację.
Jestem zdegustowana! Za te pieniądze miałabym już cztery nowe foremki na gipsik. Dobrze, że była z nami "Niespodzianka", bo wymyśliła byśmy zrobili Rafaello. Pycha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz