niedziela, 30 marca 2014

wyjątkowa niedziela.

 Niedziela zaczęła się cudownie. Najpierw było śniadanie. W roli głównej był chleb, który upiekłam w sobotni wieczór.

 Następnie spacer po krakowskich Plantach.

Obiad w restauracji indyjskiej.

Chwila relaksu po obiedzie.

 "Anka niespodzianka" chciała deser, więc fru na Mały Rynek. A tam same fiferki. Kaffka z syropem imbirowym, de'serek z ciasteczkami i musem truskawkowym, lody z bitą śmietaną, gruszka w pierzynce z gorącej czekolady.

Po deserku do Fabryki Cukierków.

 I na koniec dnia przygotowanie do jutrzejszego bojowego zadania- Aniołka wszakże trzeba pomalować. I żeby dobrze się spało czarna herbatka z cytryną w skórce.

Pozdrawiam, P.

sobota, 29 marca 2014

zaproszenia na ślub.

Moja młodsza siostra złamała zasadę. I postanowiła wziąć ślub. Jak tak można? Przecież ja byłam w kolejce:(. Zostałam poproszona o zrobienie zaproszeń. Jak się nie ma drukarki to życie plastyczne jest skomplikowane. Myślałam i myślałam co by tu zrobić. W ogóle nie czułam tematu, bo moimi wiodącymi kolorami są biel, czerń, szarości i beże. Jak więc zrobić kolorowe zapro? Oj, to był nie lada wyczyn. Na początku zrobiłam coś w moim stylu- czyli czarno-białe.
 Później poszłam w ptaszki, których w ogóle nie czułam...

 No i wreszcie zaświeciła mi się lampka i pomyślałam- to może być to. Kiedy zostały zatwierdzone i wzięłam się do pracy, przyszła "Anka niespodzianka"... zachlapała moją wylalaną białą, cudowną ikeowską kanapę i praca przerwana. Przecież musiałam ratować mój dobytek. Opóźnienie zatem było. Ale udało się i skończyłam.
 Ręcznie robione, kolorowe zaproszenia.

Każde zaproszenie ma wkład, oraz karteczkę z imieniem i nazwiskiem gości, pod kolor sukienki panny młodej. 

poniedziałek, 24 marca 2014

łoś 3d- diy.

Dawno już zbierałam się do tego, by rzucić poczynania Małej:) Łoś, który będzie niżej jest zrobiony z tektury i jest tak precyzyjny, że męczę się patrząc. Że też ona ma cierpliwość.


 A niżej moje maleństwa. Tu rośnie rozmaryn.
 A tutaj cudowna lawenda. Z dzisiaj nabytymi ozdobami od panny Anny. Zostawiłam białe, bo jak wszystkim wiadomo- uwielbiam biel.
Pozdrawiam, P. 
Ps. Mała przesadziła mi lawendę, bo biedulka męczyła się w ciasnej doniczce.

niedziela, 23 marca 2014

cafe camelot & sweet surrender.

Pierwszy raz od niepamiętnych czasów wyszłam z cienia szarej rzeczywistości. Czuję się jak niedźwiedź po zimowym śnie. Potrzebne mi to było... W piątek piłam mniamniuśną kawkę w Sweet Surrender, gdzie w każdy piątek organizowane są meetingi językowe. Co znaczy, że każdy uczący się lub umiejący angielski przychodzi i prowadzi konwersację. Świetna sprawa. Kawka była cudowna, miejsce wręcz idealne. Niepasującym elementem w tym miejscu było jedynie akwarium i nowoczesna ściana w tapecie, która psuła klimat. A powieszone okno na ścianie tak mi się spodobało, że myślę o nim all time.




Panna G. kupiła tam czerpak, z którego będzie czerpać cukier:) (chyba).
No i raj dla panny P. Cafe Camelot. Klimat tej kawiarenki idealny dla mnie. Pełno aniołów. Na zewnątrz krzesła z mięciutkimi poduszeczkami i białymi kocami. Wewnątrz cudnie. Nie pasują jednak te metalowe, czerwone krzesła. Na początek wzięłam gorącą czekoladę z mięta i bitą śmietaną (nie taką z tubki, a z syfonu:). A na zakończenie wypiłam herbatkę z bawełnianego woreczka z sokiem z leśnych malin.
 Karta menu wywarła na mnie ogromnie cudowne wrażenie:)





Pozdrawiam, P.

niedziela, 16 marca 2014

poduszka do klawiatury- diy.

Nie mogłam już patrzeć jak pan P. podpierał swą rękę na chusteczce i czymś... A że z komputerem związał swe życie, postanowiłam zrobić specjalnie dla niego podusię. Miał być piesio ale stwierdziłam, że prostota jest najfajniejsza. Dlatego wzięłam najlepszy dotychczas materiał i uszyłam. Wypełniłam wkładem silikonowym. Tak fajnie się na tym łapki trzyma, że chyba sobie też taką podaruję. Zdjęcia jak zwykle - dno.


Oj, chciałam zrobić prezent pannie G., ale trochę mi nie wyszło. Wizja była zupełnie inna. Pozdrawiam, P.

kartki wielkanocne. cz.II

Hurra. Skończone. Gdybym jeszcze tak miała czas, by zrobić coś dla siebie na for sale, to już byłoby cudnie.
Kartki nazwałam: minimalizm. Bo wolę mniej, niż nawalone bez sensu.
 Kartki są kombinowane, przez brak materiałów. Wykorzystywałam zatem co miałam. I tak ta poniżej zrobiona jest dzięki serwetkom do decoupage:)






 A tak prezentuje się całość. Szału jak zwykle nie ma, ale na ten czas którym dysponuję, to nie spodziewajmy się cudów. Pozdrawiam P.